Usmiech na codzien

Jestem w Warszawie u Mikolaja. Pojechal do pracy, a ja na spacer sie wybralam. Mikolaj mieszka blisko torow wyscigowych na Sluzewcu. Jest to jedyne miejsce nadajace sie do spacerow. Przestrzen, maly ruch, mozna wejsc przez brame od frontu i pospacerowac po parku, obejsc basen i podziwiac imponujaca grzybowa fontanne. Ale nie o tym chcialam opowiedziec. W czasie spaceru dwa razy mijalam tych samych ludzi: kobiete z wozkiem, ze spiacym bobasem w srodku, starszego pana, biegajacego mezczyzne (poczatek sredniego wieku), starszego pana na rowerze (robil kolka) i jeszcze starsza pania tez z wozkiem. Wszyscy sa na spacerze; ale tak jakby byli w wiezieniu, miny wsciekle, obrazone, nikt nikgo nie pozdrowi, nikt sie do nikogo nie usmiechnie. Jedyna osoba, ktora odpowiedziala mi na dzien dobry, to byl starszy, tez odpowiedzial mi dzien dobry. Nie wiem dlaczego Polacy sa tacy nie mili dla siebie. Przeciez to jest taki normalny odruch, usmiechnac sie do drugiej osoby, pozdrowic ja. Ciekawe skad bierze sie ta okropna narodowa cecha: ponurosc, pochmurnosc, nieuprzejmosc, nienawisc do obcego; Tak jakbysmy widzieli w kazdym obcym wroga. Dziwny jest ten swiat....

Komentarze

Popularne posty