Szczescie, Matthieu Richard
Czytam ksiazke Matthieu Richarda na temat szczescia. "Szczescia" z punktu widzenia Buddyzmu.
Podtytul ksiazki jest w wolnym tlumaczeniu "przewodnik - jak rozwinac te najwazniejsza ceche".
Szczescie - dla wiekszosci ludzi to zdrowie, pieniadze, kariera, dobre malzenstwo, latwosc w zyciu, powodzenie, spelnienie sie w swoim zawodzie, spelnienie pasji, bycie z tym kogo sie kocha, mozliwosc dobrej pracy, ladne mieszkanie, pelne konto w banku itd, itd.
A szczescie tak na prawde to jest to 'cos' co nie powinno byc zalezne od materialnej strony naszego istnienia. Szczescie to stan naszego odczucia, uczucia, naszej mentalnosci, rozwoju duchowego. To jest jakosc, ktora jest zalezna tylko i wylacznie od nas a nie od innych ludzi czy tez rzeczy.
Staram sie zlikwidowac u siebie jedna ceche, ktora nie jest dobra. Nie lubie nikogo obslugiwac, wiec nawet ciagle przygotowanie jedzenia, gdyz Jim jest zbyt zajety soba swoimi sprawami, swoja praca i wszystko to co robi jest dla niego bardzo wazne, bardzo mnie to denerwuje. A jak juz jego syn jest z nami, bo akurat ma wakacje to fakt, ze musze gotowac (bo nikt inny tego nie zrobi) to mnie juz tak wkurza, dostaje wewnetrznej furii. Nie lubie byc wykorzystywana. Pracuje nad tym, zeby sie cieszyc z faktu, ze moge komus pomoc i cos zrobic. Uslugiwanie innym powinno byc szczesciem. Dlaczego czuje sie w takim razie tak nieszczesliwa i wsciekla?
Podtytul ksiazki jest w wolnym tlumaczeniu "przewodnik - jak rozwinac te najwazniejsza ceche".
Szczescie - dla wiekszosci ludzi to zdrowie, pieniadze, kariera, dobre malzenstwo, latwosc w zyciu, powodzenie, spelnienie sie w swoim zawodzie, spelnienie pasji, bycie z tym kogo sie kocha, mozliwosc dobrej pracy, ladne mieszkanie, pelne konto w banku itd, itd.
A szczescie tak na prawde to jest to 'cos' co nie powinno byc zalezne od materialnej strony naszego istnienia. Szczescie to stan naszego odczucia, uczucia, naszej mentalnosci, rozwoju duchowego. To jest jakosc, ktora jest zalezna tylko i wylacznie od nas a nie od innych ludzi czy tez rzeczy.
Staram sie zlikwidowac u siebie jedna ceche, ktora nie jest dobra. Nie lubie nikogo obslugiwac, wiec nawet ciagle przygotowanie jedzenia, gdyz Jim jest zbyt zajety soba swoimi sprawami, swoja praca i wszystko to co robi jest dla niego bardzo wazne, bardzo mnie to denerwuje. A jak juz jego syn jest z nami, bo akurat ma wakacje to fakt, ze musze gotowac (bo nikt inny tego nie zrobi) to mnie juz tak wkurza, dostaje wewnetrznej furii. Nie lubie byc wykorzystywana. Pracuje nad tym, zeby sie cieszyc z faktu, ze moge komus pomoc i cos zrobic. Uslugiwanie innym powinno byc szczesciem. Dlaczego czuje sie w takim razie tak nieszczesliwa i wsciekla?
Komentarze
Prześlij komentarz