Metropolis - MOLOCH


Metropolis, akryl 80 cm x 80 cm, Kasia B. Turajczyk


Chodziła za mną już od dawna wizja obrazu oddającego moje odczucia o miastach, tych wielkich i tych mniejszych. Kocham duże, wielkie, ogromne miasta –miasta molochy. Urodziłam się w prawie milionowym mieście,mieszkałam i żyłam w paru stolicach świata. Byłam i zwiedziłam ogromną ilość wielkich i różnorodnych miast.

Zawsze fascynowały mnie- kiedy stałam na przystankach tramwaji czy autobusów; czy też czekałam gdzieś na coś albo na kogoś, a zwłaszcza wtedy, kiedy włóczyłam się bez celu i wchłaniałam to coś, co stanowiło unikalność danego miasta - bezimienność i pustka strasznej kakofoni dzwieków wielkiego cielska.
Marzyłam i zastanawiałam się, jakby to było, gdybym tak mogła obserwować z góry to co się w nim dzieje, jakbym nagle, mogła stać się takim Boltzmannowskim Mózgiem i obserwować miasto z kosmosu, jakbym nagle znalazła się w mózgu takiego miasta, co bym czuła, co bym zobaczyła?

Wydaje mi się, że tego rodzaju nienaturalne w jakimś sensie zjawiska jakim są miasta-państwa (NYC, Mexico City, LA) są czymś chorym, degenerującym. To organizmy z tysiącami potencjalnych chorób: raków, wirusów, bakterii, infekcji... kiedy się te wszystkie choroby ujawnią na raz, nikt nie będzie w stanie tego uleczyć. Smierć i to nagla, na pewno nastąpi.

Prezentuję tutaj moje miasto. Kocham je i jednocześnie zdaję sobie sprawę z tego, że kocham coś co jest chyba jednak złe. Miasto moje to moloch ale moloch mityczny i mistyczny - widziane z dołu jest inne i widziane z góry jest inne. Inne na zewnątrz, inne wewnątrz. Brak połączenia miedzy górą a dołem, brak więzi między swiatłem a ciemnością. Na górze jest jaśniej, na górze jest przestrzenniej. Czym dalej od mrowiska ludzkiego, tym mniej ponuro.
Na górze jest zawsze luźniej, bogaciej i złudniej. W Amsterdamie na najbogatszych ulicach/ przy kanałach (grachten) stoją wspaniałe domy z XVI/XVII wieku, służba miała oddzielne wejścia, schodami w dół. Jaśnie Państwo wchodziło schodami do nieba. Bieda jest jakby bardziej stłoczona, nieporadna, przepraszająca, ubrudzona. Mrowisko biedy przyciąga nowe mrowiska biedy.
Jedno co łączy górę z dołem to samotność. Czy jesteś na dole czy na górze, tak naprawdę nie ma to żadnego konotacyjnego znaczenia; samotność jest wszechpanująca, indiwidualna i gromadna.

Będąc na samym wierzchołku K2 jesteśmy trochę inaczej samotni. Samotność wśród natury jest bardziej ‘normalna’ przyswajalna, bardziej logiczna. Jesteśmy częścią tej natury, częścią kosmosu. Taka samotność może nawet być radością, uciszeniem, ulgą zapomnienia, uwolnieniem.
Samotność wśród 10milionów innch, zamkniętych w zaczarowanym nienormalnością labiryncie , jest okrutna, absurdalna, nieznośna, paradoksalna. Zdajemy sobie sprawę z naszej tragicznej, nielogicznej, w sumie śmiesznej kondycji. Sens istnienia jest uwarunkowany sensem bezsensu istnienia. Viva la merde!

Obraz namalowałam najlepszymi jakościowo akrylami, wykorzystałam również suszone zioła (lawendę), ziarna brązowego ryżu i ziarna couscous. Użyłam tylko trzech kolorów: czarnego, pomarańczowego i cynobrowego (?) od cynobra.

Komentarze

Popularne posty