Dzieci, milosc i rozstania

Kiedy wczoraj pozegnalam sie z moim Mikolajkiem na lotnisku w Bristol, wpadlam w straszny nostalgiczno-dramatyczny nastroj. To tak boli kiedy trzeba sie rozstac ze swoim dzieckiem. Ja zostaje na glebokiej wsi, gdzies w Devon, na brytyjskiej wyspie, a on w Polsce w Warszawie.
Rzadko sie zdaza, spotkac takiego jak Mikolaj homo sapienca. Dobry, wyrozumialy, cieply, otwarty, zawsze pomocny, wspanialy przyjaciel, cudowny syn, wyslucha i doradzi, nigdy nie osadza, nie krytykuje. Jesli juz to jest szczery. Mozna z nim gadac godzinami o wszystkim prawie, marzeniach, UFO's, codex alimentaris, swiat, kosmos, ludzie, ksiazki, filmy, muzyka, swoich problemach. Nie boi sie osadow ludzkich i jest soba, nie klamie, czasami nic nie mowi, przemilcza. Ufny czasami naiwny. Jest prawie zawsze pogodny i pozytywnie nastawiony do przyszlosci. Nawet jak plecie czasami dyrdymaly to na wesolo. Tak strasznie mi go brak na codzien.
Kiedy wracalismy na ta swoja wies, tak sobie dumalam w samochodzie, ze moze kiedys bylo lepiej, kiedy ludzie sie tak nie przemieszczali, kiedy trzy/ cztery generacje zyly w jednym domu, kiedy sie zylo blisko siebie. Jak ciezko bylo mojej mamie, kiedy jak wyjechalam o ona tak strasznie tesknila za mna, latami. I ciagle teskni.
Ale jakby to Mikolaj powiedzial, mamus, Always Look on the Bright Side of Life.
Mialby oczywiscie racje. Trzeba czesciej myslec jak w
Monty Python i mniej sie przejmowac.

Komentarze

  1. dziekuje mamus :) piekne slowa:))) mi tez smutno bylo ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty