Niezaleznosc czy zaleznosc...
Wczoraj odwiedzila mnie przyjaciolka. Przyjechala ze swoim partnerem, ktory robil mi polki w kuchni. Przy okazji zreperowal stol; noga od stolu zaczela 'fruwac' na wszystkie strony i grozilo zawaleniem calej reszty. A my sobie tak siedzialysmy i ona opowiadala mi jaki on jest cudowny.
Zrobil szafe w pokoju dla gosci, kupil kominek i zaintsalowal go w pokoju goscinnym, zaplacil pobyt w Polsce, zaczal odkladac dla niej spora sume pieniedzy kazdego miesiaca, bo gdyby z nim sie cos stalo to bedzie chociaz miala jakies zabezpieczenie etc; kiedy wraca z pracy obiad jest na stole, zakupy zrobione, mieszkanie posprzatane itd....itd. Kupuje jej wszystko co ona chce, chce placic za wszystko itd, itd. A maja relacje dopiero chyba 9 miesiecy? moze mniej. Byli juz w miedzyczasie 5 razy na wakacjach (dluzszych i krotszych), wszystkie on oplacil, wprowadzil sie do niej (co jest bardzo praktyczne dla obojga: oplata za jedno mieszkanie i placa 50%). Ania pracuje on juz na emeryturze (roznica 20 lat miedzy nimi). I tak sluchalam, sluchalam i bylam bardzo szczesliwa dla niej, bo widac, ze kobieta jest naprawde szczesliwa.
Dla Ani miec mezczyzne znaczy zabezpieczenie i przyjazn. Mezczyzna powinien placic za wszystko i dac kobiecie luksus bezpieczenstwa. Wieczorem jak zwykle rozmawialam z Jimem na Skype i chyba kiedy tak z nim rozmawialam to jakos w podswiadomosci zaczelam go porownywac z Ani partnerem. Co oczywiscie jest bzdurne ale jakos tak zrobilo mi sie smutno. Ze ja nie dostaje prezentow, cd na gwiazdke. Place tez za hotele, wakacje i restauracje. Nie mam zadnego uczucia bezpieczenstwa kiedy jestesmy razem, prawie 3 lata i ciagle mieszkamy oddzielnie. Ja musze dbac o sprzatanie, gotowanie. Bo inaczej jest brud i smrod i glod.
Oczywiscie moje odczucie jest idiotyczne i glupie. Kazdy jest inny i ma inne pozytywne cechy. Moj Jim jest kochany i dobry i jest calkowicie inny niz 'przecietny' mezczyzna. Poza tym jest sie z kims bo sie ta osobe kocha dlatego ze jest, a nie dlatego, ze gotuje dla nas, sprzata i placi za wszystko. Poza tym jako kobieta samodzielna i wyemancypowana utrzymywalam, utrzymuje i bede sie utrzymywac sama i bede zawsze niezalezna. Nie lubie byc od kogos uzalezniona. Wiec o co mi chodzi????
Zrobil szafe w pokoju dla gosci, kupil kominek i zaintsalowal go w pokoju goscinnym, zaplacil pobyt w Polsce, zaczal odkladac dla niej spora sume pieniedzy kazdego miesiaca, bo gdyby z nim sie cos stalo to bedzie chociaz miala jakies zabezpieczenie etc; kiedy wraca z pracy obiad jest na stole, zakupy zrobione, mieszkanie posprzatane itd....itd. Kupuje jej wszystko co ona chce, chce placic za wszystko itd, itd. A maja relacje dopiero chyba 9 miesiecy? moze mniej. Byli juz w miedzyczasie 5 razy na wakacjach (dluzszych i krotszych), wszystkie on oplacil, wprowadzil sie do niej (co jest bardzo praktyczne dla obojga: oplata za jedno mieszkanie i placa 50%). Ania pracuje on juz na emeryturze (roznica 20 lat miedzy nimi). I tak sluchalam, sluchalam i bylam bardzo szczesliwa dla niej, bo widac, ze kobieta jest naprawde szczesliwa.
Dla Ani miec mezczyzne znaczy zabezpieczenie i przyjazn. Mezczyzna powinien placic za wszystko i dac kobiecie luksus bezpieczenstwa. Wieczorem jak zwykle rozmawialam z Jimem na Skype i chyba kiedy tak z nim rozmawialam to jakos w podswiadomosci zaczelam go porownywac z Ani partnerem. Co oczywiscie jest bzdurne ale jakos tak zrobilo mi sie smutno. Ze ja nie dostaje prezentow, cd na gwiazdke. Place tez za hotele, wakacje i restauracje. Nie mam zadnego uczucia bezpieczenstwa kiedy jestesmy razem, prawie 3 lata i ciagle mieszkamy oddzielnie. Ja musze dbac o sprzatanie, gotowanie. Bo inaczej jest brud i smrod i glod.
Oczywiscie moje odczucie jest idiotyczne i glupie. Kazdy jest inny i ma inne pozytywne cechy. Moj Jim jest kochany i dobry i jest calkowicie inny niz 'przecietny' mezczyzna. Poza tym jest sie z kims bo sie ta osobe kocha dlatego ze jest, a nie dlatego, ze gotuje dla nas, sprzata i placi za wszystko. Poza tym jako kobieta samodzielna i wyemancypowana utrzymywalam, utrzymuje i bede sie utrzymywac sama i bede zawsze niezalezna. Nie lubie byc od kogos uzalezniona. Wiec o co mi chodzi????
To chyba lezy w naturze czlowieka ze nieraz porownujemy sie z innymi i wydaje nam sie ze inni maja lepiej co wiekszosc razy jest nieprawda. Zamiast myslec co maja inni powinnismy cieszyc sie z tego co sami mamy. Choc nieraz tak trudno wygrac z nasza podswiadomoscia...
OdpowiedzUsuń