Mysz polna i czekolada
Kiedy wprowadzaliśmy się do domu w Dunchideock, to Mark, nasz ogrodnik, mówił nam, ze mogą być myszy, ale nie powinny bo walczył z nimi i chyba je wytruł. Ale, ponieważ je to bardzo stary dom, prawdopodobnie zaczęto go budować pod koniec XV wieku, wiec myszy są normalnym i stałym atrybutem, zwłaszcza, ze dom znajduje się na wsi. Dom budowany z siana, błota, gówna krowiego i końskiego, tak to kiedyś budowano w Anglii w Devon.
Pamiętam, ze pierwszy raz mysz w Lyalls Cottage zobaczyłam, prawie rok temu. Był to gryzoń dość duży, i szaro-biały, mysz domowa. Została przypadkowo przez kogoś zabita, prawdopodobnie któreś z dzieci Jima najechało na nią fotelem biurowym albo Jima brat. Najgorzej, ze lezala tak niezauważona przez nikogo dość długo, bo smród byl straszny. Nikt nie miał pojęcia dlaczego tak śmierdzi. Podejrzewaliśmy najgorsze, ze gdzieś w kuchni leży zdechła mysz i się rozkłada. A wszystko zabudowane. Na szczęście nie w kuchni, ale w sypialni, znaleźliśmy zamordowana mysz. Jak żyła jeszcze to podgryzała chleb, warzywa i orzechy. Trzeba było wszystko chować.Później długo, długo nic, aż do Bożego Narodzenia. David zobaczył ja pierwszy w kuchni oczywiście. Ja tez spotkałam ja raz rano w kuchni. W święta zjadła nam sos do indyka i trochę czekoladek.
Jim zostawił bombonierkę z czekoladkami w biurku i zapomniał o niej, było to w grudniu. Któregoś dnia w marcu siedzimy w wypoczynkowym i oglądamy film a tu nagle dobiegają nas dziwne odgłosy z drugiego pokoju, z biurka Jima. Jim zainteresował się tym bliżej i się okazało, ze zjadła prawie wszystkie czekoladki, ale papierki zostawiła. Z kartonu z pudelka zrobiła wiórki.
Mysz tez stworzenie kosmiczne i ma dość wyrobiony smak kulinarny. Nie ma pieniędzy, żeby kupić czekoladę w sklepie wiec musi kraść. Rozumiem całkowicie.
Zajdla tez czekoladę, którą Jim zostawił w plecaku. Najgorsze są te ślady, które po sobie zostawia (małe czarne bobki) - ale tak ogólnie jej istnienie mi nie przeszkadza.
W ostatnią sobotę znaleźliśmy ja w wannie. Musiała spaść ze strychu, Gerry zostawił otwartą klapę i musiała wypaść. Biedna taka, mała i zastraszona.
Jim ją złapał a ja wyniosłam na pole i wypuściłam.W poniedziałek znalazłam ja znowu, siedziała w jednej z kieszeni torby do roweru i obgryzała zwiędłą i zasuszona śliwkę.
Zasmakowała się chyba w czekoladzie, którą u nas można spotkać wszędzie. Najgorzej jak fama wśród mysz się rozniesie, ze u nas czekolada za darmo.
Mark przyniósł trutkę na myszy, ale ja nie potrafi jej rozsypać po katach.
Mysz tez ma prawo do życia i godziwego jedzenia.
A to jej zdjęcie w wannie
Pamiętam, ze pierwszy raz mysz w Lyalls Cottage zobaczyłam, prawie rok temu. Był to gryzoń dość duży, i szaro-biały, mysz domowa. Została przypadkowo przez kogoś zabita, prawdopodobnie któreś z dzieci Jima najechało na nią fotelem biurowym albo Jima brat. Najgorzej, ze lezala tak niezauważona przez nikogo dość długo, bo smród byl straszny. Nikt nie miał pojęcia dlaczego tak śmierdzi. Podejrzewaliśmy najgorsze, ze gdzieś w kuchni leży zdechła mysz i się rozkłada. A wszystko zabudowane. Na szczęście nie w kuchni, ale w sypialni, znaleźliśmy zamordowana mysz. Jak żyła jeszcze to podgryzała chleb, warzywa i orzechy. Trzeba było wszystko chować.Później długo, długo nic, aż do Bożego Narodzenia. David zobaczył ja pierwszy w kuchni oczywiście. Ja tez spotkałam ja raz rano w kuchni. W święta zjadła nam sos do indyka i trochę czekoladek.
Jim zostawił bombonierkę z czekoladkami w biurku i zapomniał o niej, było to w grudniu. Któregoś dnia w marcu siedzimy w wypoczynkowym i oglądamy film a tu nagle dobiegają nas dziwne odgłosy z drugiego pokoju, z biurka Jima. Jim zainteresował się tym bliżej i się okazało, ze zjadła prawie wszystkie czekoladki, ale papierki zostawiła. Z kartonu z pudelka zrobiła wiórki.
Mysz tez stworzenie kosmiczne i ma dość wyrobiony smak kulinarny. Nie ma pieniędzy, żeby kupić czekoladę w sklepie wiec musi kraść. Rozumiem całkowicie.
Zajdla tez czekoladę, którą Jim zostawił w plecaku. Najgorsze są te ślady, które po sobie zostawia (małe czarne bobki) - ale tak ogólnie jej istnienie mi nie przeszkadza.
W ostatnią sobotę znaleźliśmy ja w wannie. Musiała spaść ze strychu, Gerry zostawił otwartą klapę i musiała wypaść. Biedna taka, mała i zastraszona.
Jim ją złapał a ja wyniosłam na pole i wypuściłam.W poniedziałek znalazłam ja znowu, siedziała w jednej z kieszeni torby do roweru i obgryzała zwiędłą i zasuszona śliwkę.
Zasmakowała się chyba w czekoladzie, którą u nas można spotkać wszędzie. Najgorzej jak fama wśród mysz się rozniesie, ze u nas czekolada za darmo.
Mark przyniósł trutkę na myszy, ale ja nie potrafi jej rozsypać po katach.
Mysz tez ma prawo do życia i godziwego jedzenia.
A to jej zdjęcie w wannie
Komentarze
Prześlij komentarz