Goniec Polski

Dzisiaj cos nietypowego. Nie moje pisanie ale artykul z Gonca Polskiego (tygodnik dla Polakow w Anglii).
Jest to fascynujacy artykul napisany przez Aleksandre Kniewska na temat niezwyklej historii "Angielskiego profesora na szlagu polskiej historii"
II wojna światowa. Wiele polskich rodzin zostaje rozdzielonych na zawsze za sprawą nieodgadnionych kolei losu. Giną adresy, nazwiska, dokumenty urodzenia i świadectwa zgonu. Po niektórych zostają tylko zdjęcia w rodzinnych albumach albo odległe wspomnienia…

Jak zaczęło się moje rodzinne śledztwo? – pyta retorycznie Eamonn Judge, emerytowany profesor Leeds Metropolitan University, który historią rodziny swojej żony, Magdy, zafascynował się siedem lat temu. – Na początku to była po prostu ciekawość Brytyjczyka, który przy każdej możliwej okazji domagał się od polskich krewnych, by opowiadali mu, jak wyglądało życie w trakcie okupacji. Brytyjczycy także brali udział w wojnie, ale to była taka nasza „wojna dżentelmeńska”. Więcej cywilów i żołnierzy zginęło podczas dwóch miesięcy Powstania Warszawskiego, niż na Wyspach podczas całej wojny – wspomina profesor.

Początek historii
A jak zaczęła się historia, która tak oczarowała profesora Judge? Zapewne można byłoby spojrzeć jeszcze dalej w karty historii, ale pozostańmy przy 1938 roku. Jest upalny czerwiec, Lwów. Zakochani Stanisław Ostafijczuk-Leszczyński i Wanda Domagalska biorą ślub w katedrze św. Anny we Lwowie. Wanda ma polskich rodziców, ale urodziła się w Stanach Zjednoczonych. W sierpniu upływa ważność jej wizy pobytowej, żegna się więc z ukochanym Stachem i wsiada na prom, który zabierze ją za ocean, do Ameryki. Ich drogi rozdzielą się już na zawsze, choć obydwoje nie zdają sobie jeszcze wtedy z tego sprawy. Po wyjeździe żony Stach, który właśnie skończył studia medyczne, jedzie do Włoch na kilkutygodniowy staż lekarski. Przed wyjazdem za ocean, do Wandy, zamierza się jeszcze pożegnać z rodziną w Polsce. Jednak wybucha wojna i granice zostają zamknięte. Stach próbuje przedrzeć się do Rumunii, skąd mógłby dostać się na prom do Ameryki, ale na granicy łapią go Rosjanie. Dostaje wyrok – gułag…
Stanisław i Wanda już nigdy się nie spotkali. Oficjalnie rozwiedli się w 1946 roku, tuż po wojnie, by Stanisław mógł ponownie się ożenić. Jego wybranką została Eugenia Zamulewicz z domu Kaszyńska, którą Stach poznał w rosyjskim obozie. Był 1942 rok, Teheran. Obydwoje pracowali w rosyjskim szpitalu polowym – on jako lekarz, ona jako pielęgniarka Czerwonego Krzyża. Przebyli bardzo różne drogi, on z Lwowa, ona z Warszawy, ale od tamtej pory wędrowali już razem.
Kiedy los ich złączył, Eugenia także była jeszcze mężatką. Do gułagu zesłano ją za handel biżuterią na granicy niemieckiej i w rosyjskiej strefie wpływów. W Warszawie zostawiła syna Zbyszka i męża Eugeniusza. Zbyszek zginął tragicznie od uderzenia niemieckiej kuli podczas Powstania Warszawskiego w 1944 roku, o czym jego matka dowiedziała się dopiero po wojnie.
– To, co w tej części historii wydaje mi się tak romantyczne i ciekawe, a co pewnie w czasie wojny było po prostu codziennością, to fakt, jak szybko i nieoczekiwanie zmieniało się wtedy ludzkie życie – opowiada profesor. – Gdyby Stach pojechał do Ameryki prosto z Włoch, gdyby obydwoje nie dostali się do gułagu, ani mojej żony, ani naszych dzieci nie byłoby dziś na świecie – zastanawia się.
Mimo barier językowych, politycznych i finansowych, profesor sprawdza każdą informację.
– Kościół św. Anny we Lwowie, w którym chciałem odszukać świadectwo małżeństwa Wandy i Stacha, został po wojnie zlikwidowany przez Rosjan. Zamieniono go na sklep lub targ, ale wciąż próbuję odnaleźć jakieś ślady, zapiski – opowiada.

Mury getta
– Znów muszę na chwilę powrócić do pytania, dlaczego zacząłem swoje poszukiwania po rodzinnych i światowych archiwach, dlaczego od kilku lat ta historia stała się moją codziennością? – mówi profesor Judge. – Często opowiadam znajomym, że moje prawdziwe śledztwo historyczno-genealogiczne rozpoczęło się od odkrycia kawałka ściany, pozostałości po żydowskim getcie w Warszawie. Dzień przed przyjazdem do Warszawy zacząłem wertować stare mapy. Zorientowałem się, że granice żydowskiego getta są teraz tak wtopione w miasto, że prawdopodobnie nikt ich nie zauważa. Następnego dnia byłem umówiony ze znajomym z Polskiej Akademii Nauk przy ul. Twardej. Poprosiłem go, żeby pokazał mi dawną bramę getta. Okazało się, że to zaledwie kilka kroków od nas, od tyłu ulicy Siennej. Pewnie młodzi warszawiacy nie zdają sobie sprawy, gdzie właściwie ono było! Wtedy właśnie zobaczyłem kawałek ocalałej ściany getta i pomyślałem: Historia sama mnie odnalazła – wspomina Eamonn Judge.
To było w 2001 roku. Bardziej historyczny impuls, niż informacja ważna dla rodzinnej historii. Dużo istotniejszego odkrycia dokonał profesor trzy lata później, podczas swojej kolejnej podróży do Polski. To podczas niej planował poszperać w rodzinnych albumach cioć i wujków, a także udać się do stołecznych archiwów, żeby spróbować odnaleźć kilka brakujących dat i nazwisk…
– Dokładnie pamiętam ten dzień, to był 1 listopada 2004 roku. Wszystkich Świętych. Zapomniałem, że w Polsce to dzień szczególny, że nikt nie będzie miał czasu siedzieć ze mną przy herbacie i wertować sterty rodzinnych dokumentów. Poza tym, żadne urzędy i archiwa nie pracowały – wspomina profesor.
Kilka lat wcześniej profesorowi udało się znaleźć listy, które do Eugenii pisał jej były mąż z Polski, Eugeniusz oraz rodzina. Przetłumaczył je na angielski.
– Z listów tych wynikało, że Zbyszek zginął w 1944 roku i musiał zostać pochowany na Cmentarzu Bródnowskim. Potwierdziła to też warszawska część rodziny. Nikt jednak nigdy nie widział grobu chłopca… To właśnie wtedy, 1 listopada, pomyślałem, żeby wreszcie pojechać na Bródno. Ksiądz pozwolił mi przejrzeć komputerowy rejestr pochowanych, świetny wynalazek naszych czasów. Serce zabiło mi mocniej, kiedy wreszcie zobaczyłem nazwisko Zamulewicz. Najwyraźniej na Bródnie pochowani byli obydwoje, ojciec i syn – opowiada profesor. – Spodziewałem się smutnego, opuszczonego pomnika. A zastałem… kilka palących się zniczy i świeżą wiązankę. To oczywiście mogli być przypadkowi, serdeczni ludzie. Ale pomyślałem też sobie, że może jest tu, w Warszawie, ktoś, kto pamięta młodego Zbyszka Zamulewicza, jego przyjaciel, ktoś z dalekiej rodziny albo z domu, w którym mieszkał?… – ciągnie profesor.
Swoje następne kroki profesor skierował więc na warszawską Pragę, gdzie mieszkała rodzina Zamulewiczów. – Udało mi się znaleźć ich dom. To tam, przy ul. Radzymińskiej 55/57, musiał zginąć 16-letni Zbyszek. Na ścianie budynku są jeszcze ślady kul. Pomyślałem, że gdyby udało mi się odnaleźć właściciela domu, może lepiej poznałbym historię śmierci chłopca? – zastanawia się profesor Judge.
Po kilkutygodniowych poszukiwaniach dowiedział się, że właścicielem domu przy ul. Radzymińskiej był Żyd. Prawdopodobnie nazywał się Hirsz Sowa.
– Ani polskie, ani zagraniczne archiwa nie mówią o nim słowa. Ale mam umówionych ludzi, którzy w miarę swoich możliwości sprawdzają dla mnie karty historii – w Moskwie, Nowym Jorku, Lwowie czy Bukareszcie. Liczę na to, że ktoś musiał o nim słyszeć, że została jakaś rodzina – mówi Judge.
Pomimo pewnych trudności językowych, geograficznych, a także czasowych, profesorowi udało się odtworzyć bardzo wiele z tamtych wydarzeń. Tak wiele, że jego polska rodzina jest czasem zdumiona, kiedy słyszy o jego kolejnych odkryciach. Są w tej historii oczywiście jeszcze białe plamy.
– Zbyszek jest jedną z nich. To dla jego pamięci chcę kontynuować poszukiwania. Wiem o nim tylko tyle, że w czasie wojny, tak jak i inni młodzi chłopcy, handlował papierosami na Placu Trzech Krzyży. Opiekowali się nim ciocia i ojciec, bo mama, Eugenia, już na początku wojny została wysłana do gułagu za „nielegalne przekroczenie rosyjskiej strefy” i handel biżuterią. Na grobie Zbyszka jest napisane, że był więźniem Pawiaka, ale nie znalazłem go na listach – dzieli się swoimi odkryciami Brytyjczyk.
Kolejną niewiadomą na mapie rodzinnych wydarzeń są losy pierwszej żony Stanisława, Wandy, która w 1938 roku opuściła Europę i wyruszyła do Stanów Zjednoczonych.
– Nie udało mi się jej namierzyć na żadnym ze statków, który dotarł do Ameryki ani pod jej panieńskim, ani małżeńskim nazwiskiem. Dotarłem natomiast do informacji o jej śmierci w 1996 roku. Chcę przyjrzeć się bliżej historii jej życia, już po rozstaniu ze Stanisławem. Czy wyszła za mąż, czy miała dzieci, czy odwiedziła jeszcze kiedyś Warszawę i Lwów? – pyta profesor.

Przystanek Anglia
Magdę, córkę Stanisława i Eugenii, Eamonn Judge poznał w Anglii w 1964 roku. Jak wspomina, ujęła go swoją klasą i inteligencją. Podobno już jako dziecko mówiła jednocześnie po arabsku i po polsku – pozostałość po arabskich nianiach, które opiekowały się nią w Palestynie.
– Zawsze bardzo interesowałem się historią Europy, ale jakoś zupełnie naturalne było to, że w centrum mojego zainteresowania była Europa Zachodnia – wspomina profesor. – Po wejściu do tej tradycyjnej polskiej rodziny poznałem nie tylko zupełnie inną odsłonę historii, ale też całkiem odrębny świat. Świat wspaniałych tradycji – całowania w dłoń i stukania obcasami, szalonych oberków i poważnych walców, dziwnych celebracji – 3 Maja, dożynek, pisanek, o których wcześniej nawet nie słyszałem. Zakochałem się w dziwnym jedzeniu, którego nigdy wcześniej nie próbowałem, a przede wszystkim w języku, który pisarka Barbara Pym kiedyś pięknie nazwała: „pięknym i niemożliwym”. W ten właśnie sposób zagmatwana historia rodziny Magdy stała się i moją własną – wspomina poszukiwacz rodzinnych archiwów.
Przy pytaniu: „Co dalej?”, profesor marszczy na chwilę czoło.
– To piękna opowieść, nie bardzo smutna i nie tak tragiczna, jak część innych wojennych historii, o których się czyta. Od kilku lat myślę o niej jak o książce, opowiadającej o losach kilkorga osób, które splatały się i rozplatały na tle szalejącej historii. Ale zanim ją skończę, muszę uzupełnić jeszcze kilka elementów układanki – poznać lepiej życie Wandy i jej bliskich w USA, odszukać Hirsza Sowę, a przede wszystkim zrekonstruować krótkie życie Zbyszka. Przejrzałem już sam i z pomocą innych archiwa w Polsce, Ameryce, Rosji, Rumunii, Palestynie. Niedługo wybieram się raz jeszcze do Stanów Zjednoczonych i Rosji. Mam dużo wiary w tę opowieść. Wierzę, że mi się uda – mówi pewnie.
Czy jest szansa, że już niedługo zobaczymy w księgarniach książkę profesora Judge, także w języku polskim?
– Pewne rozdziały mam już skończone, ale jest jeszcze wiele stron, które wymagają uzupełnienia – mówi profesor.

Aleksandra Kaniewska

Komentarze

  1. Bylo tez artykul w Dziennik w Warszawie 20go maja 2008.

    Ta Brytijski professor czeka na komenty od czytelnikow ale jest brak do teraz.

    Eamonn Judge

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty