Mark Rothko - sens czy bezsens?

Bylam wczoraj na wystawie w De Nieuwe Kerk w Amsterdamie. Wystawa dotyczaca Swietego Ognia, religii, spirytualizmu w sztuce wspolczesnej. Wiekszosc prac na sile zostala jakgdyby zaszeregowana w ten temat. Mozna byloby wymyslec 100 innych tematow i tez by wpasowalyby sie jako tako. Ale nie bede sie czepiac szczegolow. Duzo dobrych prac, znanych i starych.Zawsze ciekawie je obejrzec znowu.
Kiedy tak stalam przed obrazem Mark Rothko, z 1962. Ten z okresu ciemnych, burych kolorow i duzych plaszczyzn. Jak wiadomo Rothko chcial, uwazal, ze jego obrazy trzeba ogladac w odleglosci 46 centymetrow. W ten sposob zostanie sie jakby pochlonietym przez obraz, zatraci sie ogladajacy w tym intymnym kontakcie transcedencji ze sztuka.

Obok mnie staly dwie kobiety i staraly sie wlasnie tak zrobic, 45 centymetrow od obrazu i oddac sie transcedentnym orgazmom. Ale niestety nic im z tego nie wychodzilo, ale chociaz mialy duzo zabawy w tym probowaniu, doszly do wniosku, ze ktokolwiek ten facet byl czy jest, to jedno jest pewne, jest idiota.

Czy my artysci, malarze, ludzie, ktorzy tworza, czy moze jestesmy calkowicie kopnieci!? Wydaje nam sie, ze tworzymy wielkie dziela, duchowe i spirytualne. Wydaje nam sie, ze ta cala szara, nieczula masa zwyklych zjadaczy chleba, jest durna i trzeba ja doksztalcac, ale w sumie i tak ten proces edukacyjny jest skazany na fiasko - przecietny zjadacz chleba mysli o chlebie, a nie o wielkich intymnych odlotach transcedentalnych.
Dobrze, ze ja chociaz mojej tworczosci malarskiej nie traktuje tak cholernie serio. Ale ja nawet swojego zycia nie traktuje na serio.

Uwazam, ze Rothko stworzyl wspaniale obrazy. Nie placze, gdy je ogladam, nie dostaje orgazmow, nie popadam w ekstaze czy tez w depresje. Odbieram je jako przemyslane, ciekawe koncepcje artystyczne.

Komentarze

Popularne posty